niedziela, 8 marca 2015

Wiosno wróć!

Kocham zimę. Serio. Jak dla mnie, to bardzo magiczny okres. Tylko w zimie cały świat oplata się kolorowymi, migotliwymi lampeczkami. Rozświetlają drzewa, latarnie, są rozwieszone na budynkach i nad ulicami. Płatki śniegu wirują w powietrzu, osadzają się mi na włosach, nosie i co nie jest już tak miłe- na okularach. Wracając wieczorem do domu zawsze czuję się jak w jakimś ambitnym, poetyckim filmie. Albo komedii romantycznej. I wolę nie myśleć jakie rachunki za prąd dostaje miasto po świętach :) Zaczyna się czas kolęd i świątecznych piosenek. To jedyny czas, gdy wracając z koleżankami pociągiem z uczelni, przez półtora godziny nucimy, a potem nie mogąc się pohamować śpiewamy na cały wagon ,,All I want for christmas is you", udając, że rulon papieru do pakowania prezentów to mikrofon. I to jedyny czas, gdy współpasażerowie nie zgłaszają zażaleń do konduktora, a jedynie uśmiechają się, a nawet sami zaczynają pod nosem, trochę nieśmiało mruczeć ,, is you baaaaaby". Zima to czas łażenia po sklepach w poszukiwaniu prezentów, a potem chowanie ich po szafach i podskakiwanie potajemnie z radości, myśląc ,,A ja coś mam fajnego dla Ciebie, a Ty nie wiesz". Potem oczywiście same święta, gotowanie, zapach piernika rozchodzący się po całym domu. Mama, która w moich oczach urasta do roli tytana, bo potrafi idealnie zagnieść ciasto drożdżowe na makowiec. Kto próbował, ten wie, że potrzebne są siły Herkulesa. Po świętach i leżeniu do góry brzuchem po niezliczonych porcjach sernika, karpia i piernika na raz, następuje czas oczekiwania na Nowy Rok. Mimo, iż Sylwester jest teoretycznie dniem jak co dzień, zawsze daje ponieść się atmosferze oczekiwania i ekscytacji. Uwielbiam następnego dnia, po raz pierwszy zapisywać rok z nową cyferką. 

I tu dla mnie kończy się historia. Automatycznie, zaraz po Nowym Roku mam ochotę krzyknąć jak Elza z ukochanej Krainy Lodu do Any: ,,Go away!!!". Tylko, że zima niestety nie odchodzi mówiąc z żałością w głosie ,,Okay, bye...". Owszem, światełka się zwijają, śnieg topnieje tworząc chlapę i szaro- bury obraz, ale zima uparcie trzyma się swojego krzesła, nie dając się wyrzucić tak łatwo jak zeschnięta jemioła i rozbite bombki.
 Marzę o wiośnie, o tym magicznym momencie, gdy zasypiam zostawiając drzewo za oknem dopiero nieśmiało wystawiające małe pączki, a budzę się podziwiając gęstą, zieloną koronę młodziutkich liści. Tęsknię za sukienkami i zwiewnymi spódnicami. Na chwilę zupełnie zapominam nawet, że za pare miesięcy z rozmarzeniem będę wspominać chłód zimy, bo buty będą zapadać się w rozgrzany asfalt, a lody natychmiast będą zmieniać postać na płynną, tworząc śmietankową zupę. O tym cicho sza. Wiosno wróć!




                                      Zdjęcie zrobione w drodze do domu, zeszłej wiosny. Tęsknie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz